Tesla to bez wątpienia fantastyczna firma z wielką wizją i świetnymi produktami. Model S już zmienił postrzeganie elektrycznych samochodów w oczach milionów ludzi, bo jest mu bliżej do Ferrari niż konwencjonalnego rodzinnego samochodu, nie mówiąc już o Melexach ;). Tesla ma jednak jeden, duży problem, mianowicie wciąż przynosi straty, a do tego wycena spółki chyba już dawno straciła kontakt z rzeczywistością.
Wprawdzie Tesla to nie jest tradycyjny producent samochodów, to jednak ten rynek wciąż pozostaje domyślny, jeśli chodzi o porównywanie współczynników analizy fundamentalnej. Cena do wartości księgowej firmy przekracza 10, a cena do sprzedaży wynosi około 7. Ford ma współczynniki odpowiednio na poziomie 1.5 i 0.3, a General Motors 1.1 i 0.3. Co więcej, kapitalizacja rynkowa producenta elektrycznych pojazdów przerosła już wspomniane firmy, które są przecież gigantami produkującymi miliony aut.
Od IPO Tesla przyniosła inwestorom wiele radości, znacznie powiększając ich kapitał. W tym momencie spółka jest tak wysoko wyceniana (forward PE ponad 170), że nie wydaje się być dobrym pomysłem na inwestycję. Ostatnie dni przyniosły kolejny all-time-high sięgający 327 dolarów, lecz ogłoszone przed kilkoma godzinami wyniki kwartalne, w których Elon Musk musiał tłumaczyć się z większej straty niż rynek się spodziewał (GAAP $-2.04, non-GAAP $-1.33), mają potencjał by spowodować znaczne pogorszenie się sentymentu inwestorów. Do tego Tesla wciąż zwiększa ilość akcji w obiegu, co w praktyce oznacza rozmycie wartości.
Czy charyzmatyczny CEO, po którego postach na Twitterze akcje szybują jest i tym razem w stanie zachwycić inwestorów i raz jeszcze przekonać ich do swojej wizji? Do tej pory się udawało, bo obecna wycena Tesli to bardziej wiara w potencjał i świetlaną przyszłość niż finansowa analiza (co pokazują z resztą sugestie analityków w przedziale od 150 do 400 dolarów). Ale kto powiedział, że rynek jest racjonalny?